Elektryfikacja transportu ciężkiego to zagadnienie, które budzi znacznie więcej wątpliwości, niż analogiczny proces zachodzący w przypadku samochodów osobowych.
Z czym wiąże się elektryfikacja taboru?
Przede wszystkim z podniesieniem kosztów. Jeśli klienci zgodzą się na wyższe stawki, ten koszt przejdzie na konsumentów. Jedną z największych barier jest brak rozwiniętej infrastruktury ładowania. Potrzebne są odpowiednie inwestycje - systemy wytwórcze, magazynowe i sieciowe.
W pierwszych latach dużo istotniejsze może się okazać stworzenie przez przewoźników stacji ładowania we własnych bazach transportowych, co niestety wiąże się ze znacznym nakładem i niepewnością inwestycyjną oraz zależy też od parametrów lokalnych sieci energetycznych. W takim przypadku największy potencjał elektryfikacji mają przewozy regionalne i lokalne, których zasięg jest mniejszy, co oznacza mniejszą zależność od instrastruktury publicznej. Ciężarówki elektryczne wymagają większej mocy ładowarek niż samochody elektryczne. Infrastruktura tego typu jest w tej chwili właściwie niedostępna w publicznych punktach ładowania.
Tworzenie publicznej infrastruktury jest utrudnione przez niepewność inwestycyjną i brak stabilnych ram regulacyjnych, w tym ambitnych, wiążących celów założonej strategii transformacji. Sprawia to, że inwestorzy nie są skłonni podejmować ryzyka tego typu inwestycji. Poszukują też większych grup potencjalnych użytkowników, potencjalnie faworyzując większe firmy przewozowe i stawiając mniejsze podmioty w niekorzystnym położeniu.
Raport Deloitte i Instytut Re:form (do którego lektury serdecznie Was zachęcamy - znajdziecie go tutaj) wprost mówi, że sektor TSL sam nie udźwignie ciężaru dekarbonizacji, a realizacja polityki klimatycznej UE nie odniesie sukcesu bez wsparcia, a żeby Polska wciąż była konkurencyjnym krajem w branży transportowej, równocześnie z wprowadzeniem elektryfikacji koniecznie będą zmiany zarówno w infrastrukturze, jak i w prawie.
Zdjęcie pochodzi ze strony Business Insider.